21 grudnia 2013

Ann Brashares "Ostatnie lato"

Autor: Ann Brashares
Tytuł: "Ostatnie lato"
Wydawnictwo: Nowa proza
Liczba stron: 285
Ocena: 5/6

Zacznę może od tego, że nie czytałem "Stowarzyszenia wędrujących dżinsów" - tak wszędzie zachwalanego cyklu, który doczekał się ekranizacji. Film widziałem (wiem - najpierw książki, potem filmy) i był bardzo dobry, co mnie jeszcze bardziej zachęciło do przeczytania jakiejś książki tej autorki. Natrafiła się okazja i kupiłem tę cieniuteńką książeczkę. Nie lubię tego określenia, a szczególnie jak słyszę na lekcji: "Otwórzcie, proszę, książeczki", ale w tym wypadku to chyba trafne określenie.

Historia Alice i Paula zaczyna się od jego przyjazdu do Fire Island. Jak się później okazuje, oboje darzą siebie uczuciem, które przeradza się w kolejne sceny łóżkowe. Następuje nagłe załamanie, po którym wszystko zaczyna się sypać. Ich znajomość rozpada się nagle, a Alice, która miała zamiar zostać prawniczką, rzuca studia.  Do tego główna bohaterka ma kolejne problemy ze swoją siostrą - Riley, która nieoczekiwanie zapada na reumatyczne zapalenie serca, co powoduje uszkodzenie zastawki. Nie dzieje się z nią najlepiej, stan się pogarsza, a gdy jest dostępne serce, Riley nie odbiera wiadomości i traci jedyną szansę na serce. Cały czas przewija się wątek się miłości Alice i Paula, ale nie mogą się pogodzić ze sobą, jak to bywa w takich historiach.

Autorka poruszyła historię, która już jest tak oklepana, że aż głowa boli. Mimo wielkich przeciwności losu, niedomówień, jednak wszystko się udaje. Co zawsze będę powtarzał, to to, że takie historię są najlepsze! Lubię czytać losy bohaterów, którzy kończą szczęśliwie, tak jak tego chcę. A zakończenie mogę nazwać wisienką na torcie. Szczęśliwe, oczywiście. Autorka stara się wprowadzić kilka elementów, które uczynią tę książkę bardziej życiową i realną, to chyba miało być to "coś", co wzruszy czytelnika. Ja żadnego wzruszenia nie poczułem, może to przez to, że czytałem ją w autobusie, a może przez to, że rzadko zdarza mi się wylewać potoki łez nad książkami. A może przez to, że jestem facetem. Nie lepiej nie, bo zaraz feministki zrobią pikietę na moim blogu. :) Tak na serio, to trochę stereotypowe. :) Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. 

Kolejnym plusem są bohaterowie. Najbardziej spodobała mi się Riley, którą niestety spotkał ciężki los, ale była to bardzo ciekawa postać. Alice i Paul byli też całkiem interesujący, gdyby nie fakt tego niezdecydowania, że niby się kochają i nie są w stanie rozwiązać problemów, które między nimi stają (nie wiem, czy to w ogóle można nazwać problemami, a nie ich głupotą, ale niech będą problemy, żeby nie zepsuć romantycznego charakteru książki). Język książki jest łatwy i przyjemny, co też nie czyni tej pozycji jakąś głupiutką książeczką o tym, jak dwie szesnastolatki się zakochały w jednym chłopaku i walczą o niego. Autorka stara się "przemycić" wątek utraty bliskiej osoby, co nie stawia tej pozycji na kompletnie przegranej pozycji. 

Zachęcam do przeczytania, bo książka, mimo że może wydawać się szablonowa i powtarzająca pewne schematy, w efekcie końcowym staje się niezłym dziełem literackim. 

***

Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia chciałbym złożyć wszystkim Blogerom życzenia: spełnienia marzeń, miłości, udanych podróży literackich, samych interesujących prezentów (żadne rózgi nie wchodzą w grę), zdrowia, radości i samych sukcesów w nowym roku, a także żadnych diet w ramach postanowień noworocznych!:) 

Tak na marginesie jeszcze: ostatnio przeczytałem "Musierowicz na Gwiazdkę". Książką jestem oczarowany (zresztą jak wszystkimi tej autorki, oprócz "Frywolitek", ale to inna sprawa) i nie mówię o niej bez powodu, bo zawiera różne przepisy, anegdoty, ciekawe informacje o Bożym Narodzeniu, ale także Adwencie, i bardzo dobrze ją się czyta. Niestety, jest strasznie krótka i bardzo szybko ją skończyłem. I na zakończenie (tak prawie, bo jeszcze coś) jeden z cytatów z tej książki:

"- A kto to taki, ci Jarmużkowie? - zapytasz niecierpliwie, Kochana Czytelniczko. Już mówię. Każde nasze dziecko miało jakiegoś Jarmużka. Liczna ta rodzina mieszkała blisko naszej szkoły, obok naszego kościoła i w sąsiedztwie naszej Babci. Siłą rzeczy, kolejne generacje owej dynastii zabijaków zahaczały o niemal wszystkie dziedziny życia kolejnych roczników naszych dziatek. Więcej, zahaczały o życie całej rodziny. 
Nie mogło być więc inaczej na mszy świętej dla dzieci, w niedzielę trzynastego grudnia roku 1987. Ksiądz proboszcz zwykł był na zakończenie przywoływać malców w pobliże ołtarza i rozmawiać z nimi bezpośrednio, z bliska.
- A powiedzcie mi, moi kochani - zapytał tym razem - czy wy w ogóle wiecie, co my mamy dzisiaj za rocznicę?
Cisza.
- No? - naciskał proboszcz. - Nikt nie wie? No, pomyślcie tylko. Wasi rodzice na pewno pamiętają. Co było trzynastego grudnia 1981?
Nadal cisza.
- Stan wojenny? - odezwał się spod filara niepewny dziewczęcy głosik; zapewne jakiś tatuś nie wytrzymał i podrzucił dziecku właściwą odpowiedź.
- Tak, dobrze! Stan wojenny! - rzekł proboszcz głosem grzmiącym. - A jak się nazywa, co zrobił tę wojnę z nami? Ten niedobry człowiek, co nas tak prześladował i bił. Wiecie?
Niepewna cisza.
- Podpowiem Wam - poddał się ksiądz. - Nazywa się na "J". No? Jar... Jar...
- Jarmużek!!! Odgadł triumfalnie głosik z trzeciego rzędu.
I już było po podniosłej atmosferze.
Nigdy w życiu nie słyszałam w kościele takiej eksplozji - a raczej implozji - tłumionego śmiechu wszystkich dorosłych parafian. I to w taką rocznicę."

I już naprawdę na zakończenie moja ulubiona piosenka świąteczna. 

18 komentarzy:

  1. Sama nie wiem może kiedyś.. Jak na razie mam pokaźny stos książek na przerwę świąteczną.

    Życzę Ci spokojnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w rodzinnym gronie oraz pomyślności w nadchodzącym roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Tobie też dużo sukcesów i dużej ilości przeczytanych książek. :)

      Usuń
  2. O, proszę. Tej książki jeszcze nie miałam okazji czytać, a już prawie wszystko pióra Ann Brashares mam za sobą - czas to nadrobić ;) Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt dla Ciebie i Twojej Rodziny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Spokojnych Świąt w gronie rodzinnym i masę prezentów książkowych!:)

      Usuń
  3. O książce nigdy, ale to nigdy nie słyszałam. Przeczytać, pewnie nie przeczytam, bo mam o wiele za dużo lektur na regale, a tej po prostu tam nie wepcham mimo że jest cieniutka.
    Tobie również życzę wesołych i prawdziwych świąt w ciepłym gronie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radosnych Świąt i bogatego Gwiazdora Ci życzę!:)

      Usuń
  4. Książka wydaje się być ciekawa. :)

    Ps. Ja też uwielbiam tę piosenkę! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie wiem, jakoś mi nie pasuje ta książka ;d

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam na nią ochotę i mam nadzieję, że ta szablonowość nie będzie mi przeszkadzać. Wesołych świąt! :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam jakoś tym razem przekonania do tej książki. Do tej pory każda pozycja z tego wydawnictwa na swój sposób mnie zawiodła, dlatego wolę nie ryzykować.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pani w bibliotece zachwalała mi "Stowarzyszenie wędrujących dżinsów", ale mi się po prostu sam opis z okładki nie podobał, więc sądzę, że i z tą będzie podobnie... :)

    http://shelf-of-books.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Najpierw Stowarzyszenie, a i ono w dalekich planach...

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam, czytam i kręcę nosem, jak to zwykle mam w zwyczaju, także nie bierz tego do siebie. :)
    To, co zwykle odrzuca mnie od takich książek, to właśnie "oklepanie". Wiadomo, że książka skończy się szczęśliwie, no bo jakże tak? Romans z nieszczęśliwym zakończeniem? Nieee, nie może być.
    Ok, wprowadzony tu został jakiś traumatyczny wątek (choroba siostry głównej bohaterki), ale mam nieodparte wrażenie, że jest on tylko po to, żeby książki broń Boże nie uznać za kolejny lichy romans. Taki szczebelek, który podtrzymuj aspirującą na dzieło sztuki książeczkę. Chyba podziękuję.

    No i najważniejsze... Szczęśliwego Nowego Roku. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatnio lubię takie książki. :)

    Czekam na pierwszy post u Ciebie w nowym roku! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szczęśliwe zakończenia też lubię, ale nie lubię, gdy są poprzedzone nieprawdopodobnymi, zbyt gładkimi sytuacjami. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przyjaciółka ma tę książkę, więc bardzo możliwe, ze kiedyś ją od niej pożyczę :P

    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)

    Ps. Nie jesteś jedynym, który nie czytał "Stowarzyszenia wędrujących dżinsów"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Ciebie wielu przeczytanych książek i owocnego blogowania! :)

      Usuń