04 czerwca 2012

Maria Barbasiewicz "Dobre maniery w przedwojennej Polsce"

Autor: Maria Barbasiewicz
Tytuł: "Dobre maniery w przedwojennej Polsce"
Wydawnictwo: PWN
Ilość stron: 317
Ocena: 5/6

"Savoir-vivre czyli ogłada, dobre maniery, bon-ton, konwenans towarzyski, znajomość obowiązujących zwyczajów, form towarzyskich i reguł grzeczności obowiązujących w danej grupie." To z Wikipedii. Ale właśnie, czy my przestrzegamy zasad savoir-vivre? Standardowe "suń się" czy "spier..." zagościły w naszym języku. W dwudziestoleciu międzywojennym nie było takich słów, ale była kultura osobista. Dostałem ofertę książek od wydawnictwa PWN i tak bez większego zastanowienia wybrałem sobię tę pozycję. Muszę przyznać, ze nie był to taki zły wybór.
Na początek autorka wytłumaczyła znaczenie słowa savoir-vivre i ukazała, co wpływa na przekonania Polaków. Dużo to się nie różniło od dzisiejszych sposobów marketingowych, ale bez takiego zaangażowania telewizji. Na początku sobie pomyślałem, że opisy różnych sfer życia mieszczan, powstania wojska będą nudne, ale to z tymi zasadami tworzy nierozłączną całość, bez której ta książką nie byłaby książką, jaką było mi przyjemność przeczytać.
Jak się okazało bardzo ważnym elementem w wojsku przed II wojną światową były konwenanse i zwyczaje. Młodzi żołnierze chodzili do swoich szefów na herbatki. Pierwsze spotkanie miało trwać tylko 15 minut, a oni siedzieli jak na szpilkach i oczekiwali końca tej wizyty. Ubiorów była masa. Jeden na tę okazję, na drugą okazję trzeba było przybrać coś innego, stosowniejszego, a żołnierzowi niekiedy zdarzyło pomylić stroje na daną okazję. Ciekawym faktem jest też, że żołnierz, wioząc swoją żonę do szpitala z powodu porodu (!), musiał pomóc żebrakowi, który umierał gdzieś na poboczu. Kobieta, która nie chciała odstawać od towarzystwa też musiała się stosować do ówczesnych krojów ubrań czy wzorów upięcia włosów.
Grzeczność kupiecka nie zmieniła się zbytnio od tamtych czasów. Być uprzejmym, ale nie nachalnym; nie rozmawiać podczas kasowania produktów z koleżanką; byś stosownie  ubranym; czystym. To gości w sklepach już od bardzo dawna.
Mimo tego że Polskę czekała wojna, Polacy też brali udział w balach, rautach, herbatkach "o'clockach" i wielu innych zabawach. Oczywiście, do każdego rodzaju imprezy był potrzebny inny rodzaj stroju. Rauty odbywały się na zasadzie szwedzkiego stołu, a herbatki na stojąco. Trzeba było wówczas w jednej ręce trzymać talerzyk z ciastkiem, w drugiej filiżankę z herbatą, rozmawiać i przechodzić między ludźmi. Dla mnie to nie jest wykonalne. A wszystko to wykonane musiało być z gracją i wdziękiem.
Książka dosyć obszernie opowiada o zasadach "stołowania się". Odpowiednie ułożenie sztućców, posadzenia gości i ogarnięcie całej imprezy to były priorytety, dzięki którym uroczystość udawała się. Nie można było brać kilku porcji tego samego dania, ale trzeba było wyjść nie do końca dojedzonym. Nigdy bym nie pomyślał, aby jeść szparagi tylko widelcem. Tak było właśnie w tym okresie: jedzenie szparagów widelcami i nożami było zakazane. Twórcy poradników z tamtych czasów pisali dosyć brutalnym językiem, bo chcieli uświadomić tym, którzy tych zasad nie znali.

I, co może zdziwić niektórych, w tej epoce zachowały się zwyczaje dotyczące pojedynków. Coś nie pasowało, brało się broń i strzelało w asyście sekundantów. Mimo że to był zwyczaj potępiany, był on praktykowany. W książce zostały też umieszczone rozdziały o wychowaniu młodzieży, gafach oraz zachowaniu w kawiarniach.
Moje ocena książki jest bardzo dobra. Nie widzę w niej prawie żadnych pomyłek czy niedociągnięć. Na początku, jak już wspomniałem, trochę przeszkadzały mi te wstępy do części podręcznika, ale jakoś do nich się przekonałem. Dużo z tej książki się dowiedziałem i, pomimo że jest gruba, bardzo fajnie ją się czytało. Mogę ją polecić każdemu wielbicielowi historii ubiegłych epok, ale także ciekawskim, którzy chcą trochę poczytać.

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję wydawnictwu PWN :)

----------
Ostatnimi czasy udało mi się znaleźć dwie perełki zespołu Florence + The Machine i  chciałbym je Wam pokazać:


15 komentarzy:

  1. To może być tematycznie bardzo ciekawa książka. Z twojej recenzji już wyczytałam parę ciekawostek np. choćby to, że żołnierz, wioząc swoją żonę do szpitala z powodu porodu, musiał pomóc umierającemu żebrakowi.
    Ja w każdym razie czuje się zaciekawiona i będę miała na uwadze ową pozycje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm...chyba raczej sobie podziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z książki zrezygnuję na pewno;)
    A jeśli chodzi o muzykę: mam ostatnio manię na Florence + The Machine więc chyba nie muszę komentować.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać książki na temat dawnego wychowania, zwyczajów i charakterów, bo zawsze porównuje je do dzisiejszych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka raczej nie dla mnie...
    A tak na marginesie, bardzo lubię Florence + The Machine ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Książki raczej nie przeczytam, gdyż wolałabym uczyć się tych wszystkich rzeczy od moich rodziców,
    ale uwielbiam Florence. Jej głos jest zniewalający.

    OdpowiedzUsuń
  7. O, to zdecydowanie coś dla mnie - moja tematyka :) Muszę przeczytać!

    PS. Jeśli chodzi o twoje pytanie, seriale oglądam przeważnie na iitv.info albo zalukaj.tv w zależności od tego, gdzie znajdę wersję bez lektora ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaciekawiłeś mnie swoją recenzją i jeśli będę miała okazję na pewno przeczytam! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię tego typu klimaty, więc jeśli nadarzy się kiedyś okazja to chętnie przeczytam tę książkę. ;)

    A z Florence + The Machine to ubóstwiam, uwielbiam i kocham "Girl with one eye". Codziennie tego słucham, niesamowita piosenka. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na początku ta pozycja nie wydawała mi się interesująca, ale przekonałeś mnie, może kiedyś sięgnę :) Świetne piosenki!

    OdpowiedzUsuń
  11. Takie pozycje mogą być ciekawe, jednak nie jestem pewna czy na prawdę by mi się spodobały.
    Co do ich zachowania, każdy wtedy był wychowywany pośród tych zasad i dl nich to była oczywistość, a zamiast wspominanego przez Ciebie "spier..." było może mniej dosadne "do diabła" (tak mi się przynajmniej wydaje).

    Anna Frank (a raczej Anne Frank) to Żydówka, która 2 lata ukrywała się podczas wojny w jakimś magazynie w Amsterdamie i przez te dwa lata pisała pamiętnik, a potem zginęła w obozie koncentracyjnym wraz z całą rodziną. Przeżył jakimś cudem tylko ojciec, który potem wydał go w formie książki i tenże pamiętnik cieszy się niesłabnącą popularnością od wielu lat... (Ostatnio był wznawiany przez Znak).

    OdpowiedzUsuń
  12. Książka chyba nie dla mnie...
    A piosenki świetne:). A najbardziej podoba mi się 'Breath of life'. Uwielbiam Florence <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałabym tę książkę z wielką chęcią.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeśli chodzi o książkę, to niestety nie mój klimat. A Florence... ostatnio jest o niej naprawdę głośno. Oczywiście całkowicie na to zasłużyła, jest rewelacyjną piosenkarką. Ma taki oryginalny głos, nieporównywalny do nikogo innego. Z kolei jej piosenki mają niepowtarzalny klimat, słuchając jej zupełnie odrywam się od rzeczywistości :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Twoja recenzja spowodowała, że z niecierpliwością czekam, aż ta książka do mnie dotrze :)



    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń