30 czerwca 2014

Glee


Jako, że nie mam nic do "zrecenzowania" (albo też miałem Gwiazd naszych wina, jednak miałem małe problemy z napisaniem opinii o tej pozycji), postanowiłem opowiedzieć Wam co nieco o Glee, o którym już pewnie słyszeliście ode mnie, jakie to wspaniałe i cudowne, i w ogóle jedyne w swoim rodzaju (czasem przydałaby mi się umiejętność krytycyzmu, nie?). Może i znajdą się wśród Was, który stwierdzą, że (tutaj cytat mojej znajomej): Glee? Co?!, ale i tak w dalszym ciągu będzie to pozytywny tekst o tym, jak kocham Glee... Tyle tytułem wstępu. :)

Glee, jak pewnie wiecie, to amerykański musical, oglądany przeze mnie od zeszłorocznego lata, kiedy to obejrzałem na TVP 1 pierwszy odcinek (z lektorem, bo ku mojej wściekłości nie udało mi się go wyłączyć). Bardzo go polubiłem od pierwszego odcinka i potem już potrafiłem oglądać po kilka odcinków dziennie w Internecie (co było ciężkim przedsięwzięciem z racji faktu, że wszędzie lub prawie wszędzie otrzymywałem komunikat: Podaj swój numer telefonu i sieć komórkową albo też buforowanie filmu z racji braku konta premium było niekończącym się procesem powodującym załamanie nerwowe u oglądającego).

Fabułę pewnie każdy zna. Już nie będę jej streszczał, chyba lepiej opowiem, za co tak bardzo uwielbiam Glee

Po pierwsze: bohaterowie. Niektórzy lepsi, niektórzy gorsi, jednak moją faworytką jest Rachel Berry. Szkoda mi tylko, że w późniejszych sezonach porzuciła swoje wdzianko w reniferki, paseczki i różne inne zwierzątka. W późniejszych odcinkach stała się divą, która wymaga Bóg wie czego i ubiera się już radykalnie inaczej - niestety, zamiast prezentować to, co prezentowała w szkole o Ohio, prezentowała sobą same nieciekawe rzeczy i budziła we mniej bardziej niesmak niż śmiech (a sytuacji -  kiedy Rachel zamiast być przygnębioną, że facet ją rzucił, wpadła w zachwyt, że całowała się z gejem - długo nie zapomnę). I do tego Finn, który był moim drugim ulubionym bohaterem. Stało się z nim, co się stało w piątym sezonie, jednak pierwsza randka z Rachel długo pozostanie mi w pamięci (przekładanie rąk, bo serce znajduje się jednak po lewej stronie, a nie prawej:)). Resztę bohaterów też lubię (Sue oczywiście odpada), jednak gdyby tak wspomnieć o jeszcze jednym bohaterze, można by wspomnieć o Emmie. Bardzo brakuje mi pani pedagog zakochanej w Willu i posiadającej swoje fobie, a także broszurki na różne tematy.

Po drugie: wydarzenia. Nie wiem, po którym to było sezonie (chyba po trzecim), myślałem, że nic innego już scenarzyści nie mogą wymyślić. Jednak strasznie się myliłem. W tym serialu non stop dzieje się coś ciekawego, a Sue Sylvester ciągle wymyśla coś nowego, żeby rozwiązać Glee Club. Jeśli chodzi o uczniów, to zdarzają się zmyślone ciąże, wątki alkoholowe, problem bezdomności i wiele innych, z którymi oglądający może się utożsamić. 

Po trzecie: muzyka. Chór szkolny tworzy wiele piosenek w bardzo dobrym wykonaniu i ciekawej aranżacji. Jeśli miałbym wybierać, to moją ulubioną jest pierwsza piosenka, kiedy już w pierwszym odcinku Sue miała pretekst, żeby rozwiązać chór. Mam na myśli Don't stop believin', które dla mnie jest jedną z najlepszych piosenek całego serialu. Obok niej może stanąć piosenka wykonana z chórem głuchoniemych (tytułu nie pamiętam), Stereo Hearts i wiele innych.

To chyba już koniec gadania na temat Glee. Bardzo Was zachęcam do oglądania (chyba już muszę kończyć, bo zaczyna się robić nudno i zaczynam gadać to samo) nawet ostatniego sezonu, który według mnie nie jest zły, tak jak wszyscy o nim piszą (znowu brak umiejętności krytycyzmu, ale nic na to nie poradzę). 

***

Wracam po długiej przerwie, bo stwierdziłem, że może moje gadanie nie jest najlepsze, ale jeszcze trochę popiszę. Nie wiem, jak często będę coś w ogóle pisał, bo jestem w trackie obrywania lip z liści i mierzenia ich, po to żeby zbadać ich zmienność, to znaczy liści; a także wesolutko wkuwam sobie budowę nicieni i tego typu robaczków. Jednym słowem: przygotowuję się do Olimpiady Biologicznej. Myślę, że kilka wpisów będzie, a komentować postaram się codziennie. Notki na temat trzeciej części Wiedźmina na pewno sobie nie podaruję, a Brown i Schmitt znajdą sobie też trochę miejsca. Z filmami sobie podaruję (widziałem ostatnio Wypisz, wymaluj miłość, który był genialny i z pewnością to wszystko, co jestem w stanie o nim powiedzieć ...).

7 komentarzy:

  1. Mnie Glee zachwyciło pierwszym sezonem. To było coś! Niestety każdy kolejny sezon przynosił rozczarowanie, a po tym co się stało z Finnem, a raczej Cory'm, przestałam oglądać..,.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sue jest najlepsza! Rachel też lubiłam, ale Fina nie. Szkoda, bo jego głos jest świetny i w najnowszych sezonach mi go po prostu brakuje. Ale jak zawsze mogę sobie włączyć Jessie's Girl na fp serialu xD
    Sama się cieszę, że Rach porzuciła te renifery, aczkolwiek mogłaby ubierać się mniej wyzywająco. Niby NYC, ale jednak negliż nie jest mile widziany, tym bardziej, że serial też oglądają dzieci. A covery Glee Cast chodzą za mną non stop. Ostatni raz słuchałam Maybe this time z moją ukochaną Christine Chenoweth.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie Glee zniechęciło, gdy po raz trzeci gwałcili piosenkę Queen. ._.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam tego musicalu, ale ja ogólnie sporadycznie oglądam telewizje.
    Życzę powodzenia na olimpiadzie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ się cieszę, że wróciłeś! ;) Glee oglądałam przez dość długi czas z siostrą, jednak już kilka miesięcy nie jestem na bieżąco z odcinkami.. Może jeszcze kiedyś wrócę do tego serialu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam Cię z powrotem ;) co do tego serialu to zupełnie mnie nie ciągnie do obejrzenia go :) mam multum do nadrobienia ! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Glee jest super to fakt, po prostu za duzo ma odcinkow na sezon... Za kazdym razem po 15 odc. juz mam dosyc, za dlugie, za duzo i generalnie troche przesadzili z iloscia sezonow... Pol zycia zajmie mi ogladanie wszystkiego :P

    OdpowiedzUsuń