14 lutego 2014

J. R. R. Tolkien "Hobbit, czyli tam i z powrotem"

Autor: J. R. R. Tolkien
Tytuł: "Hobbit, czyli tam i z powrotem"
Wydawnictwo: Iskry
Liczba stron: 234
Ocena: 6/6

"Hobbit..." - podejście numer dwa. Przy pierwszym coś nie wypaliło i na widok książek Tolkiena uciekałem, gdzie pieprz rośnie. Przeczytałem drugi raz i nie obyło się bez niespodzianki. Chciałem znaleźć na starym blogu, co ja wtedy naskrobałem (coś mi się wydaje, że zmieszałem z błotem). Blog jest, opinii nie ma.

Bilbo Baggins to hobbit wiodący spokojne życie hobbita w swojej norce. Cały porządek rozbija Gandalf, który wybiera go na włamywacza. Hobbici ponoć potrafią cicho się skradać, co sprawia, że nasz główny bohater może skutecznie pokonać wielkiego Smauga (smok nie zna zapachu hobbickiego, co jest drugim powodem, dla którego to akurat on ma walczyć z ogromną, siejącą postrach w okolicy bestią), który pilnuje skarbu będącego celem wyprawy. Bilbo przechodzi lekki kryzys, po tym jak krasnoludy plądrują jego spiżarnię. Sytuacja wcale nie ulega poprawie, gdy pan Baggins czyta umowę, która ma być zawarta między nim a kompanią Thorina w razie, gdyby jednak się zdecydował. Wspomniany dokument zawiera m. in. punkt o kosztach pogrzebu. Jednak to nie jest taki zwykły hobbit i po krótkim namyśle przystaje na propozycję krasnoludów. I to wtedy rozpoczyna się niezwykle trudna wyprawa, obfitująca w spotkania z licznymi potworami, czyhającymi na życie głównych bohaterów. 

Nie za bardzo wiem, dlaczego tak źle oceniłem tę pozycję przy pierwszym czytaniu. Przeczytałem ją drugi raz i bardzo mi się spodobała. Tolkien stworzył własny świat, który bardzo mnie pochłonął, a przygody Bilba są bardzo interesujące. Autor stawia małego hobbita z coraz to nowymi problemami, z których wychodzi zawsze zwycięsko, a jego niektóre pomysły są naprawdę godne podziwu. Główny bohater bardzo się zmienia: od kanapowca wyjadającego zapasy ze spiżarni, do odważnego, "dużego" hobbita, który już nie widzi problemu w braku śniadania czy braku chusteczki przy sobie (nie przesadzajmy, bo część przyzwyczajeń Bilba pozostała). Akcja biegnie żwawo, hobbit nie poddaje się w drodze do skarbu, a co najważniejsze: czytelnik nie może oderwać się od tak zajmującej powieści, jaką jest "Hobbit...". Mamy pewne elementy przewidywalności w zachowaniu Bilba (wszystko mu się udaje i wiadomo, że raczej trudno o jego śmierć), jednak myślę, że rozwój wydarzeń pozwala przymknąć na to oko. Zresztą jego śmierć byłaby ciosem prosto w moje serce, więc nie ma tematu. 

Bohaterowie są kompletnie różni od siebie. Miałem okazję poznać początkowo leniwego i nic nie robiącego hobbita, który w końcu bierze się w garść, i pokazuje światu, na co go stać. Spokojny Gandalf swoją mądrością i doświadczeniem ratuje niejednokrotnie kompanię Thorina. Do tego mamy jeszcze chciwe krasnoludy z ciągle sceptycznym wobec Bilba Thorinem na czele (bardzo dobrze, że skończył, jak skończył). Cały wachlarz charakterów, a także różnych nietypowych potworów. 

Styl pisania autora to już któryś element powieści z kolei, który przypadł mi do gustu. Tolkien pisze, tak jakby opowiadał historię, gawędę; do czego przyznaje się sam narrator. Bardzo ciekawym rozwiązaniem były bezpośrednie nawiązania typu: "Wyobraź sobie, drogi czytelniku...", które pozwalają na tyle zaangażować się w akcję, że ma się wrażenie, jakby samemu się w tej wyprawie uczestniczyło. 

Czytałem to dzieło z zapałem i uśmiechem na ustach. Nie mogłem się od niego oderwać, co jest chyba wystarczającym powodem na to, żeby ten, kto jeszcze nie sięgnął po książkę, w końcu to zrobił. Zdążyłem się przekonać, że Tolkien nie jest taki zły, jak mi się wydawał przy pierwszym spotkaniu. Jednak czasami warto dać książce drugą szansę.

***

Ta notka miała ukazać się już wieki temu, jednak z powodu albo braku zorganizowania z mojej strony, albo lenistwa wyszło, że publikuję ją dopiero dzisiaj. Jestem w trakcie czytania "Aniołów i demonów", a końca nie widać, więc następny tekst może być odległy w czasie. I piosenka na deser i pocieszenie, bo w poniedziałek zaczynam drugi semestr sprawdzianem z fizyki. Efekt fotoelektryczny i te sprawy; czytaj koniec ferii. :(


12 komentarzy:

  1. Hobbita czytałam chyba z 10 lat temu :) Pozostały miłe wrażenia, a film obecnie uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię książkę, lubię film, Tolkiena uwielbiam. Fajnie, że zrobiłeś drugie podejście i ci się podobało. A Władca Pierścieni jest niewyobrażalnie lepszy, nie wspominając już o Silmarillionie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami duże znaczenie ma wiek, kiedy się daną książkę czytało. Mój brat czytał Hobbita jako lekturę w szkole podstawowej i mu się nie spodobało. Dał szansę Władcy pierścieni, ale tutaj również nie wyszło. Dopiero po wielu latach wrócił do tych książek i od teraz regularnie do nich zagląda.
    Sama nie miałam tej przyjemności i nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała ochotę na poznanie książkowych przygód bohatera.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hobbita i ja bardzo lubię, chociaż tak jak wspominałam, Władca o wiele bardziej mnie zachwycił. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hobbit przede mną - planuję go czytać w dłuższe wakacje spowodowane maturą :) Co do piosenki - kolejna wokalista, którą i ja słucham :D Ależ mamy podobny gust muzyczny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka fajna, chociaż chyba najlżejsza w dorobku Tolkiena :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam dawno temu jako lekturę szkolną oraz obejrzałam obie części filmu :) Czekam na trzecią:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że tobie ta książka tak bardzo się spodobała. Ja niestety należę do tej mniejszości, co nie przepada z Hobbitem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja próba obejrzenia filmu była całkowitą klęską. Podejrzewam, że z książką będzie podobnie, ale i tak spróbuję przez nią przebrnąć. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak dawno czytałam, że nawet nie pamiętam własnych odczuć co do niej ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiem, że Hobbit miał być jedną z lektur w którejśtam klasie gimnazjum, ale nie było i w sumie dobrze. Jakoś nie czuję przyciągania do tej historii, trochę się obawiam i nie chcę tracić czasu oraz energii na coś co może mi się nie spodobać. Chociaż... może gdybym przeczytała lepiej zrozumiałabym o czym mówi czasami do mnie mój chłopak, który gra w jakąś grę, która jest podobna do historii Tolkiena.

    No nie wiem... jestem w rozterce, będę pamiętać o Twojej pozytywnej opinii i zastanowię się poważniej nad dziełami Tolkiena, może w końcu uda mi się po nie sięgnąć. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Sama zaczynałam Hobbita już przynajmniej z trzy razy.
    Może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń