05 lipca 2012

Richard Paul Evans "Szukając Noel"

Autor: Richard Paul Evans
Tytuł: "Szukając Noel"
Wydawnictwo: Znak liter nova
Ilość stron: 303 
Ocena: 3/6

Richard Paul Evans. Niewiele osób czytało książki tego autora, bo on dopiero ma podbić serca polskich czytelników i polski rynek. Ta recenzja może wielu z Was zniechęcić do tej książki, bo mam zamiar ostro ją skrytykować.

Zacznę od przedstawienia autora. Jego historia jest naprawdę niezwykła i to chyba jedyna niezwykłość z jego życiorysu, bo nie podzielam zdania, że "Szukając Noel" to coś niezwykłego. Autor już w wieku około sześciu lat (tak mniej więcej wychodzi wiek pierwszoklasistów w Polsce, nie wiem jak w Ameryce, ale to chyba nie jest aż tak istotne) napisał swoje pierwsze opowiadanie. Jak się później okazało, jego mama uznało to wydarzenie za najważniejsze wydarzenie w historii literatury amerykańskiej. Następny ciekawy przypadek z jego życia to sposób, w jaki wydał swoją pierwszą książkę. Podarował kilkanaście egzemplarzy swoim przyjaciołom, a ci z kolei kolejnym przyjaciołom i tak dalej, aż wydawcy zaczęli dopytywać się o jego książki. O takiej niezwykłej historii to jeszcze nie słyszałem, pomijając bujny życiorys J.K. Rowling, która, jak pewnie wszyscy wiedzą, wymyśliła Harry'ego Pottera w pociągu.

Historia zaczyna się w dosyć niezwykły sposób. Zaspy i tego typu zjawiska charakterystyczne dla zimy spowodowały, że samochód Marka zepsuł się. W tym momencie wkroczyła Macy, która niczym anioł uratowała Marka z opresji i poczęstowała go przepyszną, gorącą czekoladą. Po tym spotkaniu ich znajomość zaczęła się coraz bardziej rozwijać. Mark dokładnie poznał życie Macy i jej problemy. W dzieciństwie została adoptowana przez rodzinę, w której nie była kochana i była bita. Oddzielono ją też od siostry i jednym z głównych wątków są poszukiwania Noel. Uciekła od nich i spotkała cudowną Joette, która uratowała ją z opresji i pozwoliła jej zamieszkać u siebie.

Ten, kto wymyślał okładkę, chyba nie czytał ani książek p. Schmitta, ani książek p. Evansa. Różnica jest kolosalna. Książki p. Schmitta chce się czytać i są one doskonałe pod każdym względem. A książki p. Evansa nie dorastają do pięt książkom p. Schmitta. Macy zamiast od razu przyjąć oświadczyny Marka, zwlekała i Mark wyleciał dawno z jej miejscowości. Powód? Nie chciała z nim być, bo miała pewne obawy po tym swoim koszmarnym dzieciństwie. Widać, ze chłopak starał się, pomagał jej w szukaniu tej Noel, a jej jeszcze źle. Mark też nie zachwycał swoją postawą. Jak już zakochał się w tej swojej Macy, to dlaczego przy pierwszej lepszej okazji całuje się z jakąś Tennys, która rzuciła go kilka miesięcy temu? W dodatku kilka razy (gdzieś siedem, a może nawet osiem) pada słówko "przykro mi". Ja rozumiem, że strata matki w wypadku samochodowym to nie jest taka łatwa sprawa, ale żeby każdy, kto cię spotka mówił ci "przykro mi". Dla mnie byłoby to irytujące, widocznie Amerykanie nadużywają tych słowa, co na przykładzie Marka jest zauważalne na każdym kroku. W tej książce został poruszony też temat rodzicielstwa. W dużej mierze Hummelsowie przyczynili się do tego, że można ich znienawidzić od pierwszych stron tej książki, chociaż Bart (syn Hummelsów), gdy wydoroślał, trochę zmądrzał i pomógł tej biednej Macy. No i drugi wątek to wątek ojca Marka. Okazało się, że Stu to nie jest jego prawdziwy ojciec. Jest nim inny facet, który gdzieś poległ w wieku dwudziestu lat. Więcej Wam już nie powiem, ale i w tej kwestii autor nie popisał się oryginalnością, bo takie tematy poruszyła już m. in. Cecelia Ahern w "Pamiętniku z przyszłości".

Jak zdążyliście zauważyć, zmieszałem tę książkę z błotem, ale jednym z najlepszych elementów jest okładka. Taka prosta, bez zbędnych detali podwyższa już tak niską wartość tej książki.

Przeczytacie czy nie przeczytacie - wasza sprawa, ale gdyby określić tę książkę jednym zdaniem, wyszłoby coś w tym stylu: Kolejna książka o tym jak pokonywać trudności oraz swoją przeszłość z motywem śmierć bliskiej osoby i miłości, która nie może się "zgrać".
----------
Singiel Amy Macdonald obiegł już blogosferę, ale nowa piosenka Moniki Brodki chyba jeszcze nie, więc zamieszczam. Piosenka Moniki może zaskoczyć, bo brzmi trochę jak piosenka dobrego, zagranicznego artysty.

21 komentarzy:

  1. Ciekawa recenzja nieciekawej książki, ale cóż poradzić pozostaje mi spasować...
    A piosenkę bardzo lubię, gdy ją pierwszy raz usłyszałam myślałam, że śpiewa ją Lana del Rey :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam żadnej książki Evansa, a widziałam do tej pory same pozytywne opinie o tym autorze. Sprowokowałeś mnie do przeczytania choć jednej jego pozycji żeby sprawdzić, czy rzeczywiście z jego pisarstwem jest tak źle. :)

    Tak poza tym, świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię Twój styl pisania :).
    Z Evansem mam zamiar się zapoznać, ale chyba nie zacznę tej przygody od 'Szukając Noel' ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać książek tego autora, ale w empiku się wahałam pomiędzy Evansem a Schmittem. Wybrałam tego drugiego i dobrze. Czytając Twoją recenzję moja dusza skacze, że nie musiałam się męczyć. :)

    Świetna recenzja, pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również nie przeczytałem żadnej z książek Evansa, ale raczej nie siegnę. Jednak po recenzji innych jego tytułów zdziwiłem się tutaj z oceny 3/6. Zniechęciła mnie ta recenzja jeszcze bardziej :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam żadnej książki autora, ale jak dotąd spotykałam się z samymi pochlebnymi recenzjami na temat jego twórczości. To pierwsza negatywna ocena. Mimo wszystko mam w planach zapoznać się z utworami autora. Póki co planuję "Obiecaj mi", a potem zobaczymy. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To może zacznijmy od książki (ja będę się na przekór wszystkim nie zgadzała). Po pierwsze: nie widzę nic szczególnego w fakcie, że autor w wieku sześciu lat napisał pierwsze opowiadanie. Matka jego chyba troszkę przesadza... Bo mam jeszcze i sama pamiętam, że ja również w tym wieku już opowiadania pisałam. Wiadomo, żadne cuda, ale jednak (nie żebym chciała się porównywać czy coś;p)
    Po drugie: już trochę książek tego pana przewinęło się przez blogi, uwierz.
    Po trzecie: Ta okładka jest podobna do okładek Schmitta, nie przeczę, jednak większość książek Evansa ma całkowicie inne oprawy graficzne, jakby nie było. To taki wyjątek (który może zmylić, to prawda).
    Po czwarte: pojęcia nie mam dlaczego tak przyczepiłeś się do tej biednej Macy. Jednak w tym wypadku muszę sama przeczytać książkę i zobaczyć czy na prawdę bohaterka jest taka a nie inna. Poza tym, jak to zwykle bywa, kobiety odbierają niektóre zachowania inaczej niż faceci, dlatego w ostatniej kwestii możemy się nie zgadzać. No, ale już nie gadam, bo jeszcze książki nie czytałam, a już się wymądrzam. Dlatego jak sama przeczytam to napiszę.

    Teraz co do Brodki:
    Ona mi się coraz bardziej podoba. Z nastolatki z Idola, potem z "Dziewczyny mojego chłopaka" zmienia się coraz bardziej na plus. Jej ostatnia płyta jest na prawdę dobra.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wezmę się do tej książki z dwóch powodów:
    1. Nie mam czasu ani miejsca w swojej biblioteczce
    2. Jak widzę nie warto marnować na nią czasu.

    Chociaż lektura byłaby ciekawsza gdyby autor dopracował maksymalnie fabułę i wplótł ciekawe wątki

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja z twórczością tego autora chce się zapoznać już od dłuższego czasu, zacznę jednak od innej jego książki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba podziękuję. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli będzie do wypożyczenia to sobie ją zaklepię, ale nie zamierzam jej specjalnie szukać ;) zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. A mni się ta książka wydaje ciekawa, myślę, że mimo wszystko kiedyś po nią sięgnę. Zostałeś otagowany! Szczegóły u mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hmmm, właściwie to sama nie wiem, co o tym myśleć. Wydaje się być trochę zagmatwana... ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja bardzo chętnie poznam te książkę, gdyż troszeczkę znam styl Evansa i wiem, iż potrafi zainteresować czytelnika ciekawą historią i ważnym przesłaniem. Zobaczę więc, czy w tym przypadku też tak będzie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Przyznam, że nie słyszałam historii o Harrym Potterze, który powstał w pociągu.
    Coś mi się obiło o uszy, że jakaś namiastka tej serii powstała w kawiarni, czy restauracji, na serwetkach.
    Już kończę, bo jeszcze się pogrążę. :D

    Jeżeli wpadnę na cokolwiek tego autora w bibliotece, to przeczytam. Tak sobie postanowiłam jakiś czas temu. :)

    Ja z kolei należę do osób, które nie mogą przekonać się do Schmitta. Pewnie i sięgnę po jakiś tytuł, bo może mnie olśni, ale chyba należę do mniejszości. ;)
    _______________________________________
    Zdaję na prawo jazdy. A przynajmniej taki miałam zamiar dopóki nie poznałam smaku siedzenia za kierownicą. :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Do tej pory zawsze gdy czytałam pozytywne recenzje książek tego autora - chyba nie trafiłam na negatywną! - zastanawiałam się, czy jestem jedyną na świecie osobą, której z jego twórczością tak średnio po drodze :))

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytałam "Obiecaj mi" i bardzo mi się podobała. Czytam teraz "Stokrotki..." i też bardzo mi się podoba. Książki opisywanej przez ciebie jeszcze nie czytałam, ale zamierzam. Polubiłam tego autora i sama chcę się przekonać jak to jest z tą fabułą. Twoją ocenę będę jednak miała w pamięci, żeby nie ryzykować z kupnem, a jednak pożyczyć czy coś w ten deseń.

    Co do piosenki - słyszałam już ją i nawet nie wiedziałam, że to Brodki. Fajna.

    OdpowiedzUsuń
  18. A powiem, ze nawet brzmi ciekawie, o! I może kiedyś będę miała okazję przeczytać i chętnie to uczynię ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. http://atramentoweserce-inkheart.blog.onet.pl/
    po długiej przerwie zapraszam na NN :)

    OdpowiedzUsuń
  20. tak ta bransoletka i inne to moje dzieło ;) nie umiem wytłumaczyć mechanizmu ich tworzenia pisząc, wolę na żywo komuś wytłumaczyć, ale na necie jest wiele pomocnych stron i blogów ;)

    OdpowiedzUsuń