Autor: Haruki Murakami
Tytuł: "Norwegian wood"
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 470
Ocena: 5/6
Huraki Murakami jest jednym z najbardziej znanych współczesnych pisarzy, urodzony w Kioto w 1949 r. Ja także skusiłem się na jego jedną książkę. :)
Głównym bohaterem tej powieści jest dwudziestoletni Toru Watanabe (szczerze mówiąc, na początku powieści ma dziewiętnaście lat, dopiero potem dwadzieścia). Ten chłopak to student jednego z tokijskich uniwersytetów, mieszkaniec akademika, współlokator Komandosa (tak nazywano kolegę Toru). Toru wypowiada się w pierwszej osobie liczby pojedynczej, a książka to jedna wielka retrospekcja.
Watanabe kocha się w Naoko, ale ich szczęście nie trwa długo. Dziewczyna nagle ucieka, nie zostawiając żadnego znaku życia. Rzuca także uniwersytet. Jak się później okazuje, Naoko wyjeżdża do specjalistycznego ośrodka, aby wyleczyć swoją chorobę psychiczną. Niedola chłopaka nie trwa długo, gdyż poznaje Midori (swoją drogą ciekawe imię, "Midori" oznacza "zielony") - ciągle gadającą o seksie i oglądającą pornografię studentkę, która uczęszcza na zajęcia z literatury, podobnie jak Watanabe. Dziewczyna różni się kompletnie od spokojnej i zrównoważonej Naoko, zresztą sami się przekonajcie, zacytuję Wam jedną z jej wypowiedzi:
Tytuł: "Norwegian wood"
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 470
Ocena: 5/6
Huraki Murakami jest jednym z najbardziej znanych współczesnych pisarzy, urodzony w Kioto w 1949 r. Ja także skusiłem się na jego jedną książkę. :)
Głównym bohaterem tej powieści jest dwudziestoletni Toru Watanabe (szczerze mówiąc, na początku powieści ma dziewiętnaście lat, dopiero potem dwadzieścia). Ten chłopak to student jednego z tokijskich uniwersytetów, mieszkaniec akademika, współlokator Komandosa (tak nazywano kolegę Toru). Toru wypowiada się w pierwszej osobie liczby pojedynczej, a książka to jedna wielka retrospekcja.
Watanabe kocha się w Naoko, ale ich szczęście nie trwa długo. Dziewczyna nagle ucieka, nie zostawiając żadnego znaku życia. Rzuca także uniwersytet. Jak się później okazuje, Naoko wyjeżdża do specjalistycznego ośrodka, aby wyleczyć swoją chorobę psychiczną. Niedola chłopaka nie trwa długo, gdyż poznaje Midori (swoją drogą ciekawe imię, "Midori" oznacza "zielony") - ciągle gadającą o seksie i oglądającą pornografię studentkę, która uczęszcza na zajęcia z literatury, podobnie jak Watanabe. Dziewczyna różni się kompletnie od spokojnej i zrównoważonej Naoko, zresztą sami się przekonajcie, zacytuję Wam jedną z jej wypowiedzi:
"- Wiesz, na co mam teraz ochotę? - zapytała [Midori], gdy się żegnaliśmy.
- Nie mam pojęcią, co ci mogło przyjść do głowy. [Toru]
- Żeby porwali nas piraci, żeby rozebrali nas do naga, ustawili twarzami do siebie i ciasno związali.
- Po co mieliby to robić?
- To byliby zboczeni piraci.
- Zdaje się, że ty jesteś znacznie bardziej zboczona.
- Zamykają nas pod pokładem, mówiąc, że za godzinę wrzucą nas do morza i do tego czasu mamy nacieszyć się sobą.
- No i?
- Przez godzinę się nacieszamy. Turlamy się, ocieramy o siebie.
- I na to masz teraz największą ochotę?
- Uhm.
- O rany - powiedziałem, kręcąc głową."
Jej teksty czasami mnie rozśmieszały, a czasami obrzydzały. W każdym razie Watanabe gdzieś tak w połowie powieści uświadamia sobie, że kocha Midori po kilku miesiącach ich rozłąki (Midori
obraziła się, że nie zwrócił uwagi na jej nową fryzurę). Ale przecież jest jeszcze Naoko. No właśnie. Jednakże autor szybko rozwiązuje ten problem i wybór Toru staje się prostszy. Oczywiście, nie zdradzę, co takiego autor wykombinował.
Początek tej powieści trochę, troszeczkę mnie... (chyba muszę przestać z tym "trochę", bo po zsumowaniu ich okaże się, że początek nie był w ogóle nudny, a był) znudził. Dopiero Midori wprowadziła do powieści trochę życia tymi wszystkimi swoimi tekstami i zachowaniami. A końcówka - przyznam się szczerze - autor mnie zaskoczył. Myślałem, że te dwie kobiety to jedyne, z którymi główny bohater ma bliższe stosunki, ale widocznie tak nie było, bo na ostatnich kartach powieści dzieją się takie rzeczy, o które nie mógłbym podejrzewać Toru i jednej postaci z tej książki. :)
Najbardziej do gustu przypadła mi Midori. Była najlepszą bohaterką tej książki. I przyznam się, że kibicowałem jej cichaczem, żeby Watanabe ją wybrał.
Myślę, że nie mogę przekreślać tej książki i w ogóle prozy tego autora po lekko nieudanym wstępie. Mam ochotę przeczytać więcej jego książek, a jedyne, co może odstraszyć czytelnika to sceny łóżkowe. Były one w ogromnych ilościach zaserwowane czytelnikowi. Piszę o tym, bo wiem, że nie wszyscy lubią takie rzeczy w książkach, żeby potem nie było niespodzianki, co ja kupiłam/łem.
Czeka na półce, muszę w końcu sięgnąć.
OdpowiedzUsuńNiezły cytat:D Chyba sobie poszukam tej książki, brzmi ciekawie, a dodatkowo czuję, że mogłabym się trochę przy niej ponabijać :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory jeszcze nie miałam okazji poznać Murakamiego, chociaż obiecuje sobie to zmienić, ale czy uda mi się zrealizować ten cel? Tego niestety nie wiem, gdyż na razie mam co czytać.
OdpowiedzUsuńNie! Nie! Nie! Nie przekreślaj tego autora, proszę, a wręcz błagam! Murakami to chyba jeden z moich ulubionych pisarzy i każdego zachęcam do poznania jego książek.
OdpowiedzUsuńMówi się, że na pierwsze spotkanie z tym autorem najlepsze jest właśnie "Norwegian Wood", bo jest najbardziej "zwyczajne", to znaczy brak tu elementów fantastycznych, ale może Tobie własnie potrzeba mniej klasycznych rozwiązań literackich i mniej nudy, dlatego koniecznie spróbuj przeczytać jeszcze którąś z innych powieści Murakamiego.
Zaintrygowałeś mnie tymi sikającymi autobusami, jestem ciekawa czy to faktycznie był Boris Vian, jeśli chodzi o "Pianę dni", to jakoś nie przypominam sobie aż takich "ekstremów", ale ogólnie była to dość szalona historyjka.
Pozdrawiam! :-)
A co do scen łóżkowych, to trzeba się przygotować, że równie szczegółowe są one w każdej z książek Murakamiego, co mnie osobiście również nieco irytuje, tym bardziej, że są ono wyjątkowo pozbawione wszelkiej poetyckości i odarte z emocji. Ale tak to już jest, kiedy ich autorem jest facet :D
UsuńJa mam za sobą lekturę "Przygody z owcą" i po tej jednej książce nie jestem w stanie zrozumieć, o co Murakamiemu chodzi. Opisałam to zresztą u siebie. Co jest takiego nadzwyczajnego w jego prozie, że wszyscy się nią zachwycają? Dam mu jeszcze szansę, właśnie wypożyczyłam "Norwegian Wood".
Usuńczytałam tylko jedna książkę tego autora- Sputnik Sweetheart i liczyłam na wiele, bo tyle osób zachwala tego autora, a jakoś tak szału nie było :)
OdpowiedzUsuńPróbowałam już czytać Murakamiego, a konkretnie "Kafkę nad morzem"... To było straszne, nie zdzierżyłam :D Odpuściłam sobie po kilkudziesięciu stronach i chyba tak zostanie. Mnie odstraszył absurd tej książki :)
OdpowiedzUsuńNo ja miałam takie zaskoczenie: "Co ja kupiłam?" kiedy trafiałam na scenę łóżkową zaraz po bardzo do niej podobnej i przed kolejną :) Tylko że ten cały erotyzm, nawet ta fabuła u Murakamiego nie są tak ważne, jak język - dla mnie to, jak on pisze, to po prostu magia. Przy niektórych fragmentach miałam wrażenie, jakby każde słowo pasowało idealnie do innych w zdaniu. No i muzyka Beatlesów w tle... :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora i chyba pora to zmienić. :)
OdpowiedzUsuńBardzo intrygujący cytat. :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na półce, bo kiedyś trafiłam na nią w Biedronce i wzięłam w ciemno. Może uda mi się po nią w niedługim czasie sięgnąć. :)
Jak zobaczyłam tytuł posta od razy pomyślałam o filmie o takim samym tytule. Nie pomyliłam się, to jest to samo! Nawet nie wiedziałam, że istnieje książka. Teraz nie ma innej opcji jak przeczytać powieść, bo ekranizacja bardzo przypadła mi do gustu. Dzięki, że ją odkryłeś. :)
OdpowiedzUsuńMam za sobą jedną książkę tego autora, którą miło wspominam. :) Jestem ciekawa tej książki. :P
OdpowiedzUsuńMURAKAMI! :))))
OdpowiedzUsuńJeden z moich najukochańszych pisarze. A "Norwegian..." jest zupełnie inna niż pozostałe książki autora, więc koniecznie musisz sięgnąć po "Kafkę nad morzem", "Kronikę ptaka nakręczacza" albo opowiadania "Zniknięcie słonia".
Boże... Tyle do odpisania i nadgonienia, że nie nadążam.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze "Nie mów nikomu", do czego bardzo trudno mi się przyznać, bo Cobena uwielbiam. Co do 'Najczerniejszego strachu', była to chyba jedyna książka z tej serii. która tak jakoś mniej przypadła mi do gustu, nie wiem właściwie dlaczego. Może przez ten wątek z rzekomym ojcostwem Bolitara, to wszystko zniszczyło. A duetu Emily - Greg nie lubiłam od początku. To chyba też istotny powód. Jeżeli nie czytałeś jeszcze żadnej innej części z tej serii nie będę Ci zdradzać powodu mej niechęci. :)
P.S. Jeżeli chodzi o ten mój tekst, to nie jest on jakiś bardzo dobry. Sama go za takowy nie uważam. Od tego typu wypocin zaczęłam swoją przygodę z pisaniem. Wciąż się uczę, może kiedyś będą lepsze.
Co do stwierdzenia 'jeden z najbardziej znanych, współczesnych pisarzy'... Przyznam się, że go nie znam i nie wiem czy mam się smucić tym faktem, czy cieszyć. Po przeczytaniu Twojej recenzji mam nieodparte wrażenie, że książka tak naprawdę jest o niczym. Że wątki nie są logicznie poskładane i że pisana jest na jedno kopyto. Sceny łóżkowe poza tym odstraszają mnie od siebie, jeżeli są serwowane czytelnikowi w nadmiarze. A co do Midori, zniechęciła mnie do siebie na starcie. Teksty tekstami, nawet o seksie, jeżeli są rzucane żartem i ze smakiem, są fajne i potrafią rozśmieszyć. Tutaj graniczą z wyuzdaniem. Daruję sobie tą pozycję.
Mnie z kolei najbardziej z powieści tego autora spodobał się "Sputnik Sweetheart" i występujące tam bohaterki. Lubię też jego opowiadania zebrane w tomie "Ślepa wierzba i śpiąca kobieta". Powyższej książki nie znam, może po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńZboczeni piraci brzmią zabawnie. ;) Nawiązując do wypowiedzi poprzedniczki - e tam, zaraz wyuzdane, moi koledzy z klasy nieraz sypią bardziej dosadnymi tekstami. ;)
Zaczynałam ją kiedyś, ale nie doszłam za daleko. Podobała mi się konwencja - książka na podstawie piosenki. Chyba muszę jeszcze raz spróbować. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBędę się rozglądać za tą książką , i bynajmniej wiem, że mam się na początku nie zrażać, bo rozkręci się z czasem :)
OdpowiedzUsuńJuż od dłuższego czasu chcę się zabrać za jakąś książkę Murakamiego, tylko nie wiem od czego zacząć... :)
OdpowiedzUsuńWczoraj stwierdziłam, że muszę się zapoznać z książkami z tego wydawnictwa a zwłaszcza ze szwedzkimi autorami. :D
OdpowiedzUsuńAle ta książka też mnie zainteresowała :D
Nominowałam Cię do Liebster blog. Szczegóły znajdziesz u mnie na blogu :)
Pozdrawiam ;]
Nie czytałam jeszcze żadnej książki Murakamiego i mam zamiar to w najbliższym czasie zmienić. Trochę dziwnie się czuję kiedy wszyscy mówią, albo piszą o jego książkach, a ja nie wiem o co chodzi. :) Możliwe, że pierwszą książką Murakamiego jaką przeczytam będzie właśnie "Norwegian wood". Mam nadzieję, że nie zawiodę się na tym autorze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Murakami niestety wciąż jest na mojej liście autorów do poznania, gdyż póki co nie miałam okazji przeczytać ani jednej jego książki - wstyd i hańba! :P
OdpowiedzUsuńJeszcze nic jego autorstwa nie czytałam, ale się przymierzam... We wrześniu może się jeszcze nie udać, ale w październiku już na pewno. Choć nie wiem, czy będzie to ta książka...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na kulturka-maialis.blogspot.com
Od Murakamiego mam na półce jedynie "Po zmierzchu" - książka była po prostu nudna i dosyć słaba jak na wychwalanego autora, ale nie zamierzam przestać rozglądać się za jego książkami ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam już dobre kilka lat temu, jeszcze jako licealistka i od tamtego czasu uważałam, że to moja ulubiona (obok "Tańcz, tańcz, tańcz") książka autora. Dosłownie kilka dni temu udało mi się za grosze kupić tę książkę, więc mam zamiar z nią zmierzyć się raz jeszcze, a przy okazji sprawdzić czy mój gust literacki jakoś ewoluował :)
OdpowiedzUsuń