Tytuł: "Córka kata"
Wydawnictwo: Esprit
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 472
Ocena: 6/6
Kara śmierci już jest raczej przeszłością w Europie. Zainspirowany "Córką kata", wpisałem sobie pojęcie kary śmierci w wyszukiwarkę cioci Wikipedii, która bardzo dokładnie wyjaśniła mi to pojęcie. Jak się okazało kara śmierci była stosowana jeszcze PRL-u za gwałt czy zabójstwo, oczywiście, później została zniesona. Jak zobaczyłem, w jaki sposób karano ludzi w średniowieczu, trochę mnie to obrzydziło, bo metody były naprawdę bolesne. Wbijanie na pal, łamanie kołem czy egzekucje przez powieszenie były codziennością. Zresztą w "Córce kata" autor przedstawił kilka metod tortur i sposobów zabijania winowajców.
Schongau wstrząsają masowe mordy dzieci. Pierwsze z nich zostaje utopione i zgniecione między palami drewna w wodzie, drugiemu brutalnie zostało podcięte gardło, a trzecie dziecko zostało zabite w niemniej brutalny sposób. Posądzoną za te mordy zostaje akuszerka Marta, która według mieszkańców miasta miała pozabijać te dzieci, i być w kontakcie z diabłem. Dowody na jej winę są absurdalne dowody, jeżeli w ogóle możemy mówić o dowodach. Podstawowym dowodem w tej sprawie jest specjalna substancja, niby służąca czarownicom do lotu na miotłach, którą znaleziono w mieszkaniu Marty. Dodatkowo na ciałach zamordowanych dzieci pojawiają się znaki czarownic, czyli kółko z krzyżykiem, a po zbadaniu kobiety okazuje się, że ma ona znamię pod łopatką, które zostaje przekłute, a że nie płynie z niego krew, Marta zostaje uznana za czarownicę. Pożar magazynu miejskiego czy sabotaż przytułka kościelnego jeszcze bardziej pogarsza sytuację Marty.
I w tym momencie wkracza Jakub Kuisl, który rozpoczyna śledztwo. Głownym celem, rzecz jasna, jest uratowanie Marty przed śmiercią na stosie i torturami. Kat wraz ze swoją córką i Simonem krok po kroku rozwiązuje tę zagadkę, można by powiedzieć po nitce do kłębka. Najdziwniejsze jest to, że mieszkańcy miasta chcą stracić akuszerkę, jak najszybciej się da, bez względu na to czy jest winna, czy też nie, z dwóch powodów. Do miasta ma przyjechać przedstawiciel księcia elektora, którego pobyt i wyżywienie będzie kosztowało majątek, a miasto już i tak nie może sobie pozwolić na większe wypadki. Gdyby przedstawiciel księcia elektora zaszczycił Schongau swoją obecnością nie skończyłoby się na jednym stosie, tylko na kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu, jak to było parę lat wcześniej, kiedy zabito około sześćdziesięciu kobiet, bo niby uprawiały czary.
Książka bardzo mnie wciągnęła. Autor nie pozwala na to, żeby czytelnikowi nudziło się. Liczne ucieczki, morderstwa, tajemnicze postacie (postać diabła na przykład) powodują, że ksiażka obfituje w niespodzianki i zwroty akcji. Bohaterowie bardzo przypadli mi do gustu. Szczególnie Magdalena (córka kata) i Simon (miejscowy medyk). Ta ich nieszczęśliwa miłość i śmieszne perypetie sprawiają, że książka obfituje nie tylko w trupy, ale też w wątek miłosny, który autor bardzo umiejętnie wplótł pomiędzy dochodzenie. W trakcie czytania tej powieści zacząłem się obawiać, ze ten cały diabeł jest naprawdę z piekła rodem. Trochę mi to nie przypadło do gustu, że autor zamiast trzymać się realiów, wplata jakieś wątki fantastyczne. Ku mojej radości, okazało się, że diabeł jest prawdziwym człowiekiem.
Autor bardzo dobrze odwzorował średniowieczne miasto i mentalność ludzi. W dobry sposób pokazał głupotę ludzi tej epoki, która przekraczała wszelkie granice. Czasami to po prostu szkoda gadać, co oni tam wyprawili. Akuszerka zabiła świnię jakiegoś pijaka, siedząc w areszcie, albo najlepszym sposobem na wyleczenie większości chorób jest upust krwi. Dla mnie to jest całkowity nonsens, ale muszę się pogodzić, że tylko najbogatsi mogli uczęszczać do szkół i że stan wiedzy średniowiecznych pseudonaukowców był mizerny.
Było to jedno z moich pierwszych spotkań z kryminałem. Bardzo mocno spodobała mi się ta książka, trudno było się od niej oderwać, i teraz widzę, że kryminały to bardzo ciekawy gatunek literacki. Może to za sprawą książki, nie wiem, ale ta pozycja zasługuje na uznanie. :)